|
www.lynchland.eu Forum serwisu lynchland.eu
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
doggod
Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Czw 16:56, 14 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
pjhmoon napisał: | prawdziwek napisał: | Co do manifestu, jakim jest "The Wall", to powiem, że wbrew opinii wielu zapatrzonych w PF fanów, nie jest to nic innego, jak zbiór naiwno-lewackich frazesów w stylu: "szkoła jest winna", "rodzice są winni", "system jest winny". Choć teksty momentami są nawet dobre (np. zjadliwa ironia w "Mother"), to jako całość robi wrażenie typowej intelektualnej sieczki charakterystycznej właśnie dla środowisk lewicowych związanych z ruchami młodzieżowymi z lat 60'. Generalnie dziecinnie naiwne myślenie, ale czego znów oczekiwać od muzyków rockowych, którzy ponad połowę życia spędzili eksperymentując z różnymi używkami. Dziwi mnie tylko, że osoby chwalące "The Wall" tego ewidentnego faktu nie zauważają. |
Probujesz byc kontrowersyjny? Gdybys jednak wzial pod uwage sluszne spostrzezenie kolegi to kto wie do jakich wniosków mogłbyś dojsc. Inna sprawa ze troche sie wycofał Waters z tego osobistego charakteru albumu. |
MAsz na myśli jego koncert z 1991 roku? Było to przecież ewidentnie komercyjne przedsięwzięcie, którego nie możemy zestawiać z albumem z 1979 roku. WATERS, z tego co mi wiadomo, w dalszym ciągu traktuje ten album bardzo osobiscie. Swiadczą o tym dobitnie teksty, które niemalze w całości są zapiskami biograficznymi WATERSA.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
prawdziwek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 21:53, 14 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Po pierwsze, nie kwestionuję, że jest to w jakimś stopniu zapis osobistych przeżyć Watersa. Problem w tym, że tym przeżyciom jest nadana pewna interpretacja. I w tej interpretacji mnóstwo nawiązań do myśli lewicowej. Przede wszystkim oskarża się określone instytucje społeczne, "rodzina", "szkoła" o przyczynienie się do nieszczęść biednego Pinkiego. Zetknięcie się Pinkiego z tymi instytucjami to kolejne "cegiełki" w murze. Mnie na przykład nie przekonuje, że nadopiekuńcza matka i nauczyciele w szkole mogą mieć jakikolwiek związek z chamskim zachowywaniem się wobec innych, co w efekcie miało skończyć się samotnością. (Np. ADHD to w tym wypadku bardziej wiarygodna psychologiczna hipoteza.) Osoba przesiąknięta papką intelektualną podawaną gęsto w latach 60' przez lewicujących psychoanalityków, może jednak w coś takiego uwierzyć.
Po drugie, nikt mi nie wmówi, że w np. drugiej odsłonie "In the Flesh" nie ma treści politycznych. Przecież tu ewidentnie oskarża się system o zabijanie indywidualizmu i pokazuje się tego polityczne konsekwencje. W sumie coś podobnego możemy znaleźć na sztandarach tzw. "alterglobalistów". Waters miesza to co osobiste z tym, co polityczne i psuje w ten sposób wymowę swoich tekstów.
Po trzecie, to, że Waters ma poglądy polityczne i że te poglądy są właściwie całkowicie zbieżne z hipisowskimi hasełkami o indywidualizmie, pokoju na świecie it.p, to jest fakt. Potwierdzony dodatkowo treściami tekstów na kolejnym albumie.
Po czwarte, moja wstawka o narkotykach jest może przesadzona. (Choć w takim razie nie wiem skąd opowiastki, że na imprezach zespół i słuchacze potrafili być tak naćpani, że nikt nawet nie zauważył, że powtarzają przez pół godziny jeden akord...) Jednak to była ironia mająca zwrócić uwagę na to, że nie oczekiwałbym wnikliwości w analizie stosunków społecznych od ludzi, którzy prowadzą życie charakterystyczne dla gwiazd rocka. Oni, jakkolwiek fantastycznymi muzykami by nie byli, rzadko kiedy posiadają odpowiednie wykształcenie, rzadko parają się dostatecznie długo innymi zajęciami poza muzykowaniem, chlaniem, ćpaniem i zaliczaniem kolejnych panienek, ewentualnie wojowaniem z wytwórnią płytową. Tym nie mniej publiczność reaguje tak, jakby fakt, że ktoś potrafi nieźle grać miał jakikolwiek związek z jego kompetencjami w zakresie analizy stosunków politycznych i społecznych. Bycie gwiazdą rocka powinno być traktowane (w tej materii) prima facie in minus, jest natomiast - in plus.
Sami muzycy też lubią uważać się za ekspertów w tej materii. Na naszym podwórku możemy na przykład oglądać wyczyny pewnego niezbyt rozgarniętego basisty prowadzącego program telewizyjny. Choć poglądy polityczne przeciwne niż te Watersa, mechanizm, jak widać ten, sam.
Cytat: | "Gdybys jednak wzial pod uwage sluszne spostrzezenie kolegi to kto wie do jakich wniosków mogłbyś dojsc." |
Oświeć mnie w takim razie, do jakich to wniosków konkretnie mógłbym dojść... Nie ma, jak frazesy...
--------
U mnie dziś Judas Priest i "Painkiller". Bardzo dobra płyta, momentami niestety, zwłaszcza pod koniec, trąci lekko tą niesympatyczną komercyjną stroną heavy-metalu lat 80', ale da się przeżyć. Tytułowy kawałek miażdży. Szczere, konkretne i ostre granie.
Dla tych co nie znają, albo chcieliby sobie przypomnieć:
http://www.youtube.com/watch?v=uie63E4gqno
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez prawdziwek dnia Czw 22:47, 14 Maj 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
pjhmoon
Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Czw 23:22, 14 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
O jakiej interpretacji mówisz? Tak sie składa, ze nie ma jednej słusznej w przypadku sztuki.
Ale ja jako żaden fan floydow nie bede nikogo oswiecał. Pomyśl tylko dlaczego przez indywidualne przeżycia prowadzi on narracje tego albumu jak piszesz "oskarzycielskiego wobec systemu". Mozesz teraz oceniac ten album ale nie zapominaj ze robisz to juz calkiem w innej rzeczywistosci. Liczy sie to ze szukał nie to co wielu artystów rockowych po Floydach.
A Judas Priest i "Painkiller" to już lata 90-te. W jakiś sposób drugi oddech dla metalu. I to tam tez slychać. Skład wpływowy i juz mocno klasyczny w momencie wydania tego albumu. Jesli miałbym wskazac na album ktory polecam to "Screaming for Vengeance". Ale teraz nie słucham
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez pjhmoon dnia Pią 0:03, 15 Maj 2009, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
prawdziwek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pią 1:36, 15 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
pjhmoon napisał: | O jakiej interpretacji mówisz? Tak sie składa, ze nie ma jednej słusznej w przypadku sztuki. |
LOL!!! Ja mówię tyle, że dzieło teksty Watersa to nie tylko mówienie: "tatuś mi zginął", "matka była nadopiekuńcza", "nie lubiłem szkoły" i "zachowywałem się jak cham wobec kobiet" "a teraz jestem strasznie samotny", tylko że zestawiając te fakty sugeruje pewne przyczynowe związki między nimi, że jedno jakoś wynikało z drugiego. W tym sensie teksty piosenek nie tylko opisują wydarzenia, ale stanowią ich jakąś interpretację. A Ten mi znowu jakieś komunały o "jedynie słusznej interpretacji sztuki"...
pjhmoon napisał: | Ale ja jako żaden fan floydow nie bede nikogo oswiecał. |
Bycie fanem nie ma nic do rzeczy. Patrzy się na tekst i się interpretuje. W wypadku tekstów utworów rockowych jest to najczęściej łatwe, bo autorzy piszą w miarę wprost to, co mają na myśli. The Wall nie jest jakimś szczególnie skomplikowanym dziełem.
pjhmoon napisał: | Pomyśl tylko dlaczego przez indywidualne przeżycia prowadzi on narracje tego albumu jak piszesz "oskarzycielskiego wobec systemu". |
A co ja właśnie według Szanownego Adwersarza robię? Wykładam swoje przemyślenia. Twierdzę, że dzieje się tak ze względu na nazwijmy to "hipisowski styl bycia" w przeszłości i lewackie sympatie autora, a także skażenie popularnymi wówczas teoryjkami rozpowszechnianymi w owym czasie przez filozofujących psychoanalityków-skandalistów. A jeśli chodzi Ci o wyprowadzanie ogólnych wniosków z pojedynczych przypadków, to przecież to powszechność, nic co by wymagało jakiegoś wyjaśniania, czy pogłębionej medytacji.
pjhmoon napisał: | Mozesz teraz oceniac ten album ale nie zapominaj ze robisz to juz calkiem w innej rzeczywistosci. |
A co to ma do rzeczy? Mam się cofnąć w czasie, czy jak? Lewackie sympatie są takimi samymi lewackimi sympatiami dziś jak i w 1979. Swoją drogą, tworzenie dzieł antywojennych w reakcji na coś takiego, jak wojenka o Falklandy (płyta "The Final Cut"), to jest dopiero szczyt naiwnego pacyfizmu!!! I jeszcze zestawianie tego z Libanem i Afganistanem
pjhmoon napisał: | A Judas Priest i "Painkiller" to już lata 90-te. |
I zupełnie nie stoi to w sprzeczności z tym, że mogą mnie razić pewne relikty poprzedniej epoki (specyficznie brzmiące syntezatory, brzmienie perkusji, melodie etc.) Początek lat 90' to czasy, gdzie w mainstreamie obecne były zarówno nowe, jak i stare brzmienia. Pamiętam, bo sam wtedy zaczynałem słuchać muzyki.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez prawdziwek dnia Pią 2:01, 15 Maj 2009, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
pjhmoon
Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Pią 13:24, 15 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
prawdziwek napisał: |
pjhmoon napisał: | Mozesz teraz oceniac ten album ale nie zapominaj ze robisz to juz calkiem w innej rzeczywistosci. |
A co to ma do rzeczy? Mam się cofnąć w czasie, czy jak? Lewackie sympatie są takimi samymi lewackimi sympatiami dziś jak i w 1979. Swoją drogą, tworzenie dzieł antywojennych w reakcji na coś takiego, jak wojenka o Falklandy (płyta "The Final Cut"), to jest dopiero szczyt naiwnego pacyfizmu!!! I jeszcze zestawianie tego z Libanem i Afganistanem
|
A i owszem ma. Ale mam propozycje. Napisz lewacka historie Watersa i Pink Floyd. Wymień najbardzie lewackie sympatie jakie miały wplyw na poszczególne płyty. Pewnie ułozy sie to w jasny lewacki spisek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
doggod
Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 532
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Skąd: Zielona Góra
|
Wysłany: Pią 19:19, 15 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Niechęć do szkoły nie oznacza lewackich poglądów. Ja nie reprezentuję lewackich poglądów, a mimo to mam krytyczne podejscie do szkoły. Futuryści włoscy na przykład również krytykowali wszelkie formy kulturowego oddziaływania na człowieka, a mimo to nie byli zaliczani do głosicieli lewackich pogladów, a wręcz przeciwnie...
co do chamskiego zachowania WATERSA w stosunku do kobiet to jest troche przesada. Niewiele wiemy na ten temat, tylko tyle, że nie układało mu sie z kobietami, jak wielu innym arttystom czy zwykłym obywatelom. Frustracje płynące z tego są moim zdaniem całkiem uzasadnione i nie oznaczają "chamskiego charakteru".
"Po trzecie, to, że Waters ma poglądy polityczne i że te poglądy są właściwie całkowicie zbieżne z hipisowskimi hasełkami o indywidualizmie, pokoju na świecie it.p, to jest fakt. Potwierdzony dodatkowo treściami tekstów na kolejnym albumie. "
==============================================
PINK FLOYD zawsze odcinał się od hipisowskiej ideologii, co wyraziło sie chociażby w fascynacji egzystencjalizmem, który znalazł swoje największe odniesienia w "Dark Side Of The Moon". O braku identyfikacji z ruchem hippisowskim pisze MASON w swojej książce oraz WATERS w swoich wywiadach, w których wrecz ironizował z tych idei. Antywojenne poglady pojawiły się dopiero na "The Wall" i 'The Final Cut" - ale to było 10 lat po całym ruchu, a ponadto same antywojenne deklaracje nie muszą oznaczać ukłonu w strony ruchu hippisowskiemu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
pjhmoon
Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Pią 20:00, 15 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
W sumie jak to blisko było floyd'om do całego ruchu hipisów można sie przekonać obserwujac ich współprace z Antonionim przy [link widoczny dla zalogowanych](film) Według mnie niezbyt blisko.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
pjhmoon
Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 506
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy
|
Wysłany: Nie 18:21, 17 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Carlos Santana i "Freedom". Muzyka troche nie z tej epoki Trzech wokalistow na plycie. Tak samo klawiszowców oraz 4-ech perkusistów. Dla kazdego cos sprzyjającego. Duzo spiewania sporo klawiszy i tyle samo gitary. Muzyka odprezajaca zdecydowanie. Co zreszta jest u Santany charakterystyczne.
Carlos Santana (ur. 20 lipca 1947, w Autlán de Navarro, Meksyk[1]) – muzyk rockowy, jeden z najwybitniejszych gitarzystów rockowych i jazzowych. Wirtuoz gitary. Carlos Santana jest znany jako długoletni lider i jedyny stały członek grupy rocka latynoskiego Santana, jak i z solowej kariery.
Ojciec Carlosa był zawodowym skrzypkiem i jego nauczycielem gry na tym instrumencie. Już jako dziecko Carlos grał na skrzypcach w grupie ojca. Gdy jednak pierwszy raz usłyszał granego bluesa i rock and rolla zamienił instrument na gitarę (w jednej z rozmów z Larrym Kingiem wyznał, że w grze przeszkadzał mu zapach skrzypiec).
Na początku lat sześćdziesiątych rodzina Santanów wyemigrowała do Kalifornii gdzie Carlos włączył się w dynamicznie rozwijającą się scenę muzyki rockowej. W 1966 założył swoją pierwszą grupę Santana Blues Band, której nazwę wkrótce skrócono do Santana. Wielką popularność grupy rozpoczął fenomenalny występ na festiwalu w Woodstock. Carlos oraz jego grupa stali się inicjatorami i najwybitniejszymi przedstawicielami stylu rock latynoski.
To taka jasniejsza strona rocka
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
prawdziwek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 1:02, 21 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Mieszkam na granicy dwóch osiedli. Blokersi z jednego nie lubią tych z drugiego i się od nich odcinają. Czy znaczy to, że się na tyle różnią, że jest czymś niewłaściwym wrzucanie ich do jednego wora?
To, czy muzyk się odcina od czegoś, czy nie, to skądinąd ciekawe kwestie (dziękuję za informację na te tematy), nie przesądza faktu, że jego twórczość jest przesiąknięta ideami popularyzowanymi przez przedstawicieli danej grupy. Jeśli chodzi o "lewactwo", nazywam tym terminem te poglądy i myśli popularne w kręgach szeroko rozumianej lewicy, których nie szanuję ze względu na ich utopijność, brak naukowych podstaw, pretensjonalność etc. Uważam, że "The Wall" to niejako artystyczną syntezą tych właśnie poglądów i twierdzę, że jest tak bez względu na to, czy twórca uczestniczył, czy też nie w ruchach politycznych. Konkretnie:
Anarchistyczne: system to zło i jest przyczyną nieszczęść jednostek.
Hipisowskie: Nastawienie radykalnie antywojenne, oraz przeświadczenie, że przyczyną dla której ludzie są dla siebie niemili są problemy w związkach i seksualne niespełnienie (fragment o żonach nauczycieli)
Naiwna psychologia: jak wyżej, chęć poszukiwania całego zła dotykającego jednostki w przeszłości, w zachowaniach innych, nachalne usprawiedliwianie.
Nie chodzi o to, by nazwać Watersa anarchistą, hipisem, domorosłym psychoanalitykiem, ale zwrócić uwagę, że jakoś te poglądy zostają przemycone w tekstach wymieszane i podane. "The Wall" to pod tym względem znak czasu, synteza różnych poglądów tego pokolenia. Poza tym są w tym elementy genialnej ironii, ciekawych egzystencjalnych obserwacji, mnóstwo przejmujących osobistych wyznań. To pierwsze jednak jak dla mnie nieco psuje wydźwięk tego drugiego i jako odbiorca czuję, że jest mi narzucona przez twórcę interpretacja zdarzeń właśnie w duchu tych nieszanowanych przeze mnie poglądów. Uznaję to za poważny mankament dzieła.
Tyle o "The Wall". U mnie dziś Genesis i "A Trick of the Tail". Wcześniej nie doceniona przeze mnie pozycja w dyskografii zespołu, chyba niesłusznie...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez prawdziwek dnia Czw 1:12, 21 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
prawdziwek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 1:25, 21 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
doggod napisał: | co do chamskiego zachowania WATERSA w stosunku do kobiet to jest troche przesada. Niewiele wiemy na ten temat, |
O zachowaniach Watersa to nie wiemy, ale o zachowaniach Pinkiego, owszem -
"I need you, babe
To put through the shredder
In front of my friends
Ooooh Babe."
Świetna ironia i jakże traci swój wydźwięk w kontekście trywializowania ("showing feelings") i zrzucania odpowiedzialności na innych np. w takim "The Trial".
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez prawdziwek dnia Czw 1:54, 21 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Introverder
Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 587
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Pine Forests
|
Wysłany: Czw 15:01, 21 Maj 2009 Temat postu: - |
|
|
Zmieniając temat , to 1. Prawdziwku, słuchałem "Different Stages" .. Na razie pierwszej płytki i byłem urzeczony, są ŚWIETNE MOMENTY na niej, podobają mi się zwł. partie wokalne, cenię w tej chwili szczególnie "Dreamline", "Driven" oraz całą suitę "2112" .. Reszty też słucha się b. przyjemnie . Generalnie to dla mnie zespół, który od czasu do czasu "wypada" posłuchać, choć w większej dawce i przy częstszym słuchaniu nuży. Coś za coś - "lekkość" brzmienia, b. fajny wokal, barwne i raczej pogodne brzmienie.., dobre takie troszkę jednak "tło" instrumentalne do głosu (choć nie zawsze, ale generalnie takie wrażenie nieraz jest, tło to zresztą może za duże "słowo", ale widoczny nacisk na wokal widoczny czasami, bo to nie jest żadna reguła przecież mamy kilka genialnych instrumentalnych popisów p. Lifesona (także na DSL czy PW - momenty, które "słodzą" wręcz uszy ) (więc ciężko mówić o jakieś ZASADNICZEJ regule, to może taki "lekki zarzut"..) i mamy ciekawy efekt i takie charakterystyczne riffy gitarowe jak na "Permanent Waves" i jeszcze jedna uwaga.. na żywo wydaje się faktycznie, że wypadają lepiej z tego co słyszałem , ale to może wrażenie . Z płyt studyjnych do tej pory najb. mi się podobała "Permanent Waves", ale znam tylko kilka , a nie wiem jakoś czy będę sięgał po późniejszą twórczość studyjną, bo "Power Windows" dość skutecznie na razie powstrzymało mnie od "zapędów" sięgania po późniejszą twórczość grupy..
A następnie powróciłem do zespołu, który po gdzieś 36 przesłuchaniach płyt "minimalnie" mi sie znudził, ale tylko na chwilę . Chodzi oczywiście o zespół Nevermore , który na stałe zagościł wśród moich ulubionych zespołów . Po powrocie stwierdzam, że na b. wysokim poziomie stoi również ostatni album grupy "This Godless Endeavor" , a tytułowa piosenka staje się powoli moim ulubieńcem na płycie . Do tej pory nie przekonały mnie jedynie płyty ze środka okresu twórczości zespołu tj. "Dead Heart In A Dead World" (jako trochę/dość "zachowawcza" odbierana przeze mnie) i b. smętna "Dreaming Neon Black", której słuchanie po prostu mnie nuży, nie wiem, może sie przekonać w późniejszym okresie . Reszta albo b. dobra albo wręcz momentami rewelacyjna , a szczególnie cenię wspomniane już wydawnictwo "This Godless Endeavor", "Nevermore" oraz "The Politics Of Ecstasy" .
A tutaj jedne z moich ulubionych, b. rozbudowane utwory grupy.. (z kolejno albumów "This Godless Endeavor" oraz "The Politics Of Ecstasy") :
http://www.youtube.com/watch?v=a90HLwl6IfA - Nevermore - "This Godless Endeavor" (w. studyjna (REWELACJA - ani przez moment nie doświadczyłem uczucia nudy czy znużenia ), gdyż wykonanie "live", choć b. dobre jest w dosyć kiepskiej jakości i słychać potworne "dudnienie" ..), mówiąc potocznie "daje po gałach" (a raczej uszach) i czadu oraz :
http://www.youtube.com/watch?v=4VW4nLhUBMo - Nevermore – “The Learning” (Live – zajebiste wykonanie!, instrumentalny i wokalny majstersztyk) - POLECAM .
A żeby nie "zanudzać" jednym zespołem (jeśli to w ogóle można tak nazwać ), to polecę jeszcze coś z Rusha :
http://www.youtube.com/watch?v=nxzGbFdl_mw - Rush – “Dreamline” (New York, ’91).
I jeszcze coś fajnego :
http://www.youtube.com/watch?v=6xoMrLxrzMw - Rush – “Driven” (Atlanta 2002), b. nie wiem jakoś lubię, polubiłem wokal Geddy'ego Lee.. . Wydaje mi się wręcz najmocniejszą stroną grupy , czym bynajmniej nie zamierzam umniejszać ich warsztatu, po prostu świetnie się komponuje do takiej muzyki .
A tu jeszcze "cosik" :
http://www.youtube.com/watch?v=ARsDcvKzab8 - Rush – “Bravado” (Atlanta 2002).
P.S. Ale posłucham jeszcze trochę, "oswoję się", to być może zmienię zdanie na temat tego tzw. wrażenia, że wokal jednak W WIĘKSZOŚCI przypadków stanowi sedno, serce utworu.. a nie tyle sedno, co po prostu położony jest nacisk na partię wokalną, b. dobrą skądinąd i rozpoznawalną, tak samo jak i brzmienie grupy . A w grupie Nevermore widzę, że znaleźć można to co tygrysy lubią najbardziej i każdy album (no prawie każdy ) zyskuje po ponownym przesłuchaniu i trzeba być naprawdę dobrze "osłuchanym", żeby móc mówić, że się czuje i rozumie tą muzykę, wychwytuje wszystkie smaczki, riffy, przejścia, efekty w tle, doskonałe zgranie muzyków itd. a za tego "przysłowiowego" kopa należą się panom brawa i że aż tyle "energii" i złożonych kombinacji potrafią wykrzesać w iście mistrzowskim stylu . A i taka ciekawostka, Warrel Dane był przez kilka lat śpiewakiem operowym i to "przygotowanie" słychać niekiedy na albumach b. dobrze i może też dzięki temu brzmią tak unikatowo .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Introverder dnia Czw 16:14, 21 Maj 2009, w całości zmieniany 16 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
prawdziwek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Czw 15:56, 21 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
"Driven" z DSL to czysta energia. Uwielbiam. Ci trzej panowie pokazują więcej na scenie niż niejeden liczniejszy zespół.
"2112" - klasyka. Zresztą cała płyta pod tym samym tytułem - godna polecenia.
Geddy Lee to mistrz. Do wokalu trzeba się początkowo przyzwyczaić, ale to jeśli chodzi o grę na basie i komponowanie partii dla tego instrumentu to zasługuje na najwyższy podziw. Pamiętajmy jednak, że w tym zespole każdy z muzyków pokazuje wielką klasę.
Na następnych częściach szczególnie pięknie i przestrzennie zabrzmiała suita "Xanadu", a także stare hity zespołu, jak "Working Man", czy "Fly by Night".
U mnie dziś dla odmiany Camel "Stationary Traveller". Kawałek przyzwoitego pop-rocka 80' z przejmującą historią w tle. Ładne, sentymentalne. Cenię za to, że pokazali, że i z tak beznadziejnego gatunku da się coś ciekawego wykrzesać. Ale etykietka "rock progresywny" do tej płyty mi zupełnie nie pasuje.
"Vopos" - http://www.youtube.com/watch?v=ERCv3hJ2rDc
"Long Goodbyes" - http://www.youtube.com/watch?v=w4FG33_ZYxo&feature=related
A teraz zespół od nieco bardziej progresywnej, choć też sentymentalnej strony:
"Lady Fantasy" - http://www.youtube.com/watch?v=x1UYvS5PnOY&feature=related
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez prawdziwek dnia Czw 16:24, 21 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Introverder
Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 587
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Pine Forests
|
Wysłany: Czw 17:24, 21 Maj 2009 Temat postu: - |
|
|
Spodobały mi się te 3 kawałki (trzeci szkoda, że ucięty ), zwł. drugi, jakoś obudził we mnie sentymentalne westchnienie.. Spokojne, przyjemne, nastrojowe granie .... po którym to mam westchnienie jak 150 . Miła odmiana po "ostrym" graniu w wykonaniu grupy Nevermore . A jak mnie nieraz złapie taki nastrój to i Lionela Richiego chętnie słucham . Ma parę naprawdę sentymentalnych kawałków w sam raz na taki nastrój . Jego z popu akurat trawię .
Co do DSL to też sądzę, że "Driven" daje niesamowitego kopa .
I skoro już popadłem w "beznadziejny" sentymentalizm , to też coś zapodam w tym "stylu":
http://www.youtube.com/watch?v=PDZcqBgCS74&feature=related - Lionel Richie – “Hello”.
I jeszcze może to, też KLASYKA :
http://www.youtube.com/watch?v=ePNUSmH3dMI - Czesław Niemen – “Sen o Warszawie”.
I jeszcze może jeszcze w tym "sosie" :
http://www.youtube.com/watch?v=Pep6nREBpS8 - Scorpions – “Still Loving You”.
I jeszcze może to :
[link widoczny dla zalogowanych] - S.O.A.D. – “Roulette”.
I kolejna KLASYKA :
http://www.youtube.com/watch?v=81eSIwsLcWg - Led Zeppelin - "Stairway To Heaven".
A teraz parę "spokojniejszych" kawałków Nirvany:
http://www.youtube.com/watch?v=AtMZTsiavw0 - Nirvana – “Plateau” (Live – MTV Unplugged In New York),
http://www.youtube.com/watch?v=USZzH1L6nKU - Nirvana – “Lithium”(koncert "Live And Loud"),
http://www.youtube.com/watch?v=cNoxq_ttFrw - Nirvana – “Lake Of Fire” (Live – MTV Unplugged In NY) - jeden z moich ulubionych kawałków grupy, to cover zespołu Meat Puppets, występującego zresztą gościnnie na scenie .
A teraz coś innego dla odmiany , wyjątkowo "wesoły" kawałek grupy :
http://www.youtube.com/watch?v=BeobNjZ73Ps - Nirvana – „Sliver” (Live – Reading Festival).
A teraz celowo utwór, którego "wieki" nie słyszałem, a po przerwie brzmi prawie jak "nówka" :
http://www.youtube.com/watch?v=CqSHcNgDb4U - Nirvana – “Smells Like Teen Spirit” (Live, Holandia (Amsterdam), 25. XI. ’91).
A teraz pewnie coś mniej znanego osobom (ale równie świetne , św. połączenie pocz. powolności i ospałości z budzącym się gejzem, w środku utworu i erupcją wulkanu na jego końcu ), które nie znają bliżej muzyki grupy .. :
http://www.youtube.com/watch?v=ZWrBs1HkJoU - Nirvana – “D-7” (Reading Festival).
Nie wiem różnie ludzie odbierają muzykę grupy, a mi się po prostu b. podoba i się nie starzeje nawet z upływem czasu .
A o tym, że Ian Anderson nadal potrafi zaskoczyć niech świadczy to wykonanie znaego skądinąd utworu grupy :
http://www.youtube.com/watch?v=s8KWzxk2Nd4 - Jethro Tull – “Mother Goose” (fajna improwizacja i wykonanie, 2005).
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Introverder dnia Czw 19:09, 21 Maj 2009, w całości zmieniany 16 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Introverder
Dołączył: 17 Lis 2006
Posty: 587
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Skąd: Pine Forests
|
Wysłany: Pią 0:54, 22 Maj 2009 Temat postu: - |
|
|
Słuchałem drugiej płyty właśnie z "DSL" i powiem szczerze, że b. przeciętna ta druga płyta. Jeśli mam być szczery podobało mi się w PEŁNI tylko "Natural Science", mogłby być pozostałe zamieszczone tu kawałki z "Permanent Waves", a reszta gdyby nie liczyć momentami ciekawego solo na perkusji w "The Rhythm Method" i nienajgorszego "Test For Echo", to by było b. cienko.. . "YYZ" momentami wypada jeszcze ciekawie..
P.S. I odkryłem jeszcze jedną niepokojącą tendencję - utwory grupy wchodziły mi zbyt łatwo, przez co wiele kompozycji zaczyna mi się już nudzić , a doceniam te bardziej złożone, jak choćby "Natural Science" - dynamiczne, epickie, fajne . A jak sięgam pamięcią, to zespoły, które u mnie tworzą obecnie "pierwszą ligę" grup, to takie, do których słuchania przekonywałem się długo - vide Nirvana, Black Sabbath czy Nevermore.. Teraz z perspektywy czasu muzyka Rusha, owszem melodyjna, ale jednak zbyt prosta jest/wydaje się być i nie ma tego co "kusi" i "pieści" tam mile ucho (jak choćby ostre, kombinacje riffów, przeplatańce, długie kombinacje..) (znaczy są takie momenty, ale jest ich na palcach jednej ręki ), a co znajduję w grupach grających naprawdę "ostro" vide Nirvana czy Nevermore. I taka uwaga, może Nirvana nie gra jakoś b. skomplikowanie, ale nie wiem jakoś brzmienie grupy podchodzi mi znacznie bardziej plus Kurt żywiołowo śpiewający niektóre frazy, po prostu budzą dreszczyk emocji . Kurta zaś cenię, że potrafił śpiewać z niewiarygodną pasją i to sie czuje.. Żywioł na scenie . Jeśli chcecie wiedzieć o czym mówię to posłuchajcie jak śpiewa "D-7" na Reading Festival, to będziecie wiedzieli o co mi chodzi .
P.S.2. I powiem szczerze, że do tej pory nie rozumiem czemu wszyscy się tak zachwycają albumem Pink Floydów "The Dark Side Of The Moon", który mnie osobiście nudzi (słuchałem znowu i nie mogę się przekonać po prostu ) ). Już wolę "Wish You Were Here" posłuchać czy choćby "A Saucerful Of Secrets" .
P.S.3. Nastawiam się, że na trzeciej płytce z "DSL" będzie równie ciekawie jak na pierwszej płycie .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Introverder dnia Pią 1:08, 22 Maj 2009, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
prawdziwek
Dołączył: 02 Gru 2006
Posty: 584
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pią 1:26, 22 Maj 2009 Temat postu: |
|
|
Skoro to, co cenisz dłużej ciężej Ci wchodzi, jest szansa, że kiedyś docenisz piękno takiego "Xanadu" i innych kawałków z drugiej płyty. Na mnie druga płyta też robiła początkowo mniejsze wrażenie, ale dałem jej trochę czasu i jestem zadowolony.
Co do "Dark Side of the Moon" - uwielbiam tę płytę, było to zresztą pierwsze cd w mojej kolekcji. Od niego zaczęła się właściwie moja przygoda z rockiem progresywnym. (Wcześniej miałem co prawda "The Wall" na kasetach.) Mnie wciąż urzeka niesamowity klimat stworzony na albumie, zwłaszcza w "The Great Gig in the Sky". Można się wyciszyć i dać ponieść muzyce. Co do popularności, sądzę, że Panom udało się świetnie połączyć przystępność materiału dla przeciętnego zjadacza chleba z wysokimi walorami artystycznymi. WYWH nie jest już tak przystępny, choć oczywiście trzyma wysoki poziom. "Meddle" i "Animals", choć wznoszą się momentami na wyżyny, są generalnie nierówne. A SoS to zupełnie inny styl, też dobry, ale zupełnie co innego.
Najgorszym gniotem PF, jaki słyszałem, jest "Obscured by Clouds". Idealny prezent dla wroga. Niezły pierwszy utwór budzi nadzieję na ciekawy materiał. A potem leci g... do samego końca (no może poza kilkoma momentami w utworze ostatnim). Panowie zachowują się tu tak, jakby chcieli udowodnić, że nie potrafią grać, nie potrafią śpiewać (fałsz Watersa jest momentami nie do zniesienia) i co gorsza nie potrafią komponować. Słaby jest również dla mnie "The Final Cut", gdzie Waters daje upust swoim fascynacjom operą i muzyką poważną, co miałem okazję już wcześniej skomentować, a poza tym powtarza patenty z "The Wall".
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez prawdziwek dnia Pią 1:27, 22 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|